Mój budzik po raz kolejny natrętnie grał
nad moim uchem usiłując mnie obudzić. Zdając się tylko i wyłącznie na mój zmysł
dotyku wyszukałam ręką telefon i wyłączyłam irytujący dzwonek. Niechętnie rozchyliłam
jedną powiekę i rzuciłam okiem na zegarek, wskazywał 9:30.
-No cóż kochana. Dość tego obijania, pora
zacząć się szykować. -powiedziałam sama do siebie i z zamkniętymi oczami
usiadłam na łóżku przeciągając się ospale. Spuściłam nogi za łóżko i wsunęłam
stopy w mięciutkie kapcie. Nagle po pokoju rozległo się ciche pukanie i za
chwilę drzwi się uchyliły a do mojego pokoju zajrzał Bartek, który jakiś czas
temu wprowadził się do nas wraz z Wojtkiem.
-Wstałaś?- zapytał lekko, prawie nie
słyszalnie ospałym tonem.
-Tak, tak. -powiedziałam prawie
niesłyszalnie.
-To ubieraj się i schodź na dół, Twoja
mama przygotowuje nam śniadanie.
-Okej.
Chłopak zamknął za sobą drzwi a ja udałam
się do garderoby, skąd wzięłam granatowe rurki, oraz koszulę w pudrowo różowym
kolorze. Leniwie naciągnęłam na siebie każdy element mojego ubioru, po czym
udałam się do kuchni. W pomieszczeniu zastałam Bartka i mamę siedzących przy
stole zastawionym przysmakami. Usiadłam koło chłopaka i nie zastanawiając się
nad wyborem śniadania nasypałam sobie do miski płatków i zalałam je ciepłym
mlekiem. Wlałam też do szklanki soku pomarańczowego i od razu pociągnęłam
ogromnego łyka.
-Który dzisiaj jest? -zapytała mama,
która konsumowała posiłek nad jakimiś papierami.
-Dwudziesty drugi listopada. Tak mi się
wydaje. -odpowiedział Bartek, a ja tylko wzruszyłam ramionami.
-Dziękuję. –odezwała się moja rodzicielka
i nabazgrała coś (zapewne datę) w rogu kartki.
Po skończonym posiłku odstawiam naczynia
do zmywarki, podziękowałam mamie buziakiem i udałam się z powrotem na górę. W
pierwszej kolejności podeszłam do łóżka, które wyglądało jak istne pobojowisko
i zaczęłam szukać telefonu przetrzep ując moją pościel. Gdy zguba się znalazła
niemalże idealnie posłałam moje legowisko i przysiadłam na nim na chwilę, żeby
odczytać wiadomość, która czekała na mnie w pamięci mojego telefonu. Nadawcą
był Adam.
Dzisiejsze zajęcia odwołane, ale spacer nadal
aktualny. :D
Cieszę się, a o której? –odpisałam, a na odpowiedź, nie musiałam czekać długo.
O 12 będę pod Twoim domem. ; )
Czekam :*
Miałam tak dużo czasu na przygotowania.
Postanowiłam więc od razu się umyć, żeby nie zostawiać tego na ostatnią chwilę.
Z największą dokładnością wyszorowałam ząbki i umyłam twarz po czym nie wiedząc
co ze sobą zrobić chwyciłam za telefon i wykręciłam numer Kornelii.
-Tak? –usłyszałam głos przyjaciółki po
kilku sygnałach oczekiwania.
-Masz ochotę na film? –zapytałam.
-Chętnie, aczkolwiek aktualnie nie mam
jak, bo siedzę z Gabrysiem.
-Skoda, bo mam dwie godziny wolne i
pomyślałam że może byś wpadła i we trójkę obejrzelibyśmy jakąś dobrą
ekranizację. –powiedziałam naprawdę rozczarowana.
-Przepraszam, ale sama rozumiesz.
-Jasne, jasne. Wycałuj ode mnie malucha,
a ja lecę błagać Bartka, żeby znalazł dla mnie trochę czasu. –zaśmiałam się.
-Okej. Pa.
-Pa. –rozłączyłam się i rzuciłam telefon
na pufę.
Opuściłam pokój, kierując się do pokoju
obok. Zapukałam dwa razy po czym nacisnęłam za klamkę i wślizgnęłam się do
pomieszczenia, nieco mniejszego niż mój pokój. Ściany pomalowane tu były na
życzenie lokatora w kilku odcieniach granatu.
-Braciszku? –zapytałam przesłodzonym
tonem robiąc minkę niewinnego dziecka. Chłopak zaczął się śmiać i spojrzał na
mnie podejrzliwym wzrokiem.
-Czyżbyś czegoś ode mnie chciała,
siostrzyczko? –zapytał szczególnie podkreślając ostatnie słowo.
-No tak jakby... –zaśmiałam się.
–Obejrzał byś ze mną jakiś film? Proszę... Bo mam strasznie dużo czasu i nie
wiem co z nim zrobić. To jak?
-Spoko, a co konkretnie?
-Wybór pozostawiam tobie.
Bartek oczywiście wybrał horror, ale ja
nie narzekam na ten gatunek filmowy. Jakoś nie mam do niego wstrętu, ani
szczególnie mnie to nie przeraża. Uważam ze dobrze jest czasami poczuć
dreszczyk emocji. Aczkolwiek ten film nawet mnie trochę rozśmieszył. Nie ma to
jak zmutowane dziwadła jedzące ludzi. Gdy tylko ukazały się napisy końcowe usłyszałam
dźwięk sms’a. Rzuciłam się w stronę łóżka, oczywiście była to wiadomość od
Adama.
Za 2 minuty, będę na miejscu.
-Dwie minuty?! –niemalże wykrzyknęłam.
Przecież nie byłam jeszcze gotowa. Zaczęłam latać po pokoju i zbierać
najpotrzebniejsze rzeczy do torby. Bartek rozsiadł się wygodnie na moim łóżku i
najwidoczniej miał ze mnie niezły ubaw.
-Bardzo zabawne! –krzyknęłam zbierając
włosy w kucyk. Zapięłam ostatni guziczek koszuli i rozprostowałam ją.
Przyjrzałam się dokładnie swojemu odbiciu w lustrze. Pochlapałam się moim
ulubionym zapachem i byłam gotowa do wyjścia. Chwyciłam moją torbę oraz telefon
lezące na biurku i gestem wyprosiłam zadowolonego Bartka z pokoju. Zamknęłam za
sobą drzwi i zbiegłam na dół. W przedpokoju założyłam na nogi moje brązowe
botki na lekkim koturnie oraz swój czarny płaszczyk.
-Wychodzę! –krzyknęłam otulając się
mięciutkim szalikiem.
-Cześć! –usłyszałam głos mamy dochodzący z
salonu. –Pamiętaj, że o 17 masz być w domu!
-Tak, mamo pamiętam! Uroczysta kolacja o
17. Pa! –chwyciłam leżące na szafce rękawiczki i wymaszerowałam na podwórko,
gdzie czekał już na mnie uśmiechnięty Adam.
-Hej. –przywitałam się podchodząc bliżej.
-No witam panią. –powiedział chłopak
przytulając mnie.
-Długo musiałeś czekać?
-Nie no coś Ty, tylko kilka minut. –powiedział
i uśmiechnął się zawadiacko. Ruszyliśmy w stronę parku rozmawiając i śmiejąc
się. W pewnym momencie Adam bez słowa się zatrzymał i rozejrzał się dookoła.
–Poznajesz to miejsce?
-No, tak. Praktycznie codziennie tędy
chodzę, a co?
-To tutaj pierwszy raz się spotkaliśmy.
-Faktycznie. To tutaj na ciebie wpadłam.
–powiedziałam zaskoczona tym, że od razu się nie domyśliłam.
-Wiesz, od razu zauważyłem w tobie coś
wyjątkowego... I najwidoczniej się nie pomyliłem, bo Ty jesteś wyjątkowa.
-Przyznaję, że mnie też coś do Ciebie
ciągnęło od samego początku. Tego dnia często o Tobie myślałam.
Staliśmy przez chwilę na środku chodnika
uśmiechając się do siebie i po prostu nic nie mówiąc. W jego oczach tańczyły
radosne promyki. Przesunął się bliżej mnie i złapał mnie za ręce. Mój oddech
przyśpieszył, tak samo jak serce. A potem wszystko potoczyło się tak szybko.
Przybliżyliśmy się do siebie tak że nasze twarze dzieliły tylko milimetry,
mieliśmy gdzieś mijających nas przechodniów i to że wlepiają w nas swoje
ciekawskie spojrzenia. Liczyliśmy się tylko my. Adam delikatnie, aczkolwiek
pewnie złożył na moich ustach pocałunek. Byłam w siódmym niebie. Gdy nasze
wargi się rozdzieliły uśmiechnęłam się delikatnie i otworzyłam oczy zaglądając
w jego piękne niebieskie tęczówki, które teraz promieniały. Trzymając się za
ręce ruszyliśmy w stronę paku. Milczeliśmy, jednak to była przyjemna cisza
przepełniona radością, dwóch zakochanych w sobie osób. Czy to właśnie jest
miłość? Jeśli tak, to mam nadzieję, że się nigdy nie skończy, ponieważ jest to
bardzo przyjemne uczucie. Gdy doszliśmy do parku udaliśmy się do altanki, która
akurat świeciła pustką. Posiedzieliśmy tam rozmawiając o różnych rzeczach
patrząc się sobie cały czas prosto w oczy. Były nawet momenty, w których po
prostu siedzieliśmy szczerząc się do siebie jak dzieciaki, tak po prostu, bez
żadnych zbędnych słów. Najzwyczajniej ciesząc się sobą. Jednak wszystko co
dobrze szybko się kończy i zaraz musieliśmy się zbierać.
-Nie chcę się żegnać. –powiedziałam gdy
staliśmy już pod domem.
-Ja też nie. Mam pytanie...
-Tak?
-Czy my... czy Ty nie masz nic przeciwko,
abyśmy od dzisiaj zostali oficjalnie parą? –zapytał, a gdy ja się nie odzywałam
dodał szybko –jeśli nie chcesz, to okej, zrozumiem.
-Chcę, chcę... no jasne że chcę. Tylko
trochę mnie zaskoczyłeś.
Adam nic więcej nie powiedział tylko
przyciągnął mnie do siebie i złożył na moich ustach drugi już tego dnia pocałunek.
-Kocham cię –szepnął mi w włosy i pocałował
w głowę. Czułam się w jego ramionach bezpieczna i naprawdę, nie miałam
najmniejszej ochoty się z nim żegnać.
-Ja ciebie też. – powiedziałam i spojrzałam
mu głęboko w oczy po czym dałam buziaka prosto w usta. Wyślizgnęłam się z jego
objęć i pomachałam oddalając się w stronę drzwi. Wpadłam do domu i pierwsze co
zrobiłam to przejrzałam się w lustrze, byłam cała czerwona, tylko trudno
stwierdzić czy było to spowodowane zimnem, czy może emocjami.
Teraz jeszcze czekała mnie kolacja z domownikami,
a potem musiałam koniecznie pogadać z przyjaciółmi.
-Wróciłam!- krzyknęłam rozpinając płaszczyk.
Mama wyjrzała z kuchni wycierając dłonie.
-Rozbierz się umyj ręce i choć mi pomóc.
-Jasne, jasne.
Powiesiłam na wieszaku płaszczyk oraz
ściągnęłam z nóg buty i schowałam je do szafki. Torbę rzuciłam na szafkę i
ruszyłam w stronę łazienki. Zaspokoiłam swoja potrzebę fizjologiczną, w
cieplutkiej wodzie umyłam dłonie oraz jeszcze raz przejrzałam się swojemu
odbiciu w lustrze. Rumieńce już prawie zniknęły z moich policzków jednak
uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Wytarłam ręce z ręcznik wiszący nieopodal
umywalki i opuściłam pomieszczenie. W kuchni mama krzątała się przy garnkach.
-Możesz przygotować stół? –zapytała gdy
wyczuła moją obecność.
-No pewnie. –powiedziałam i od razu
zabrałam się do roboty. Na stole leżały potrzebne mi do tego rzeczy
przygotowane przez mamę. Rozłożyłam na blacie idealnie wyprasowany biały obrus
obszyty czerwoną niteczką. Przez środek stołu ustawiłam szlaczek z malutkich,
zapachowych świeczek, które pożyczyłam ze swoich zapasów. Przy każdym z talerzy
starałam się idealnie równo poukładać sztućce. Na koniec zostało mi to co
lubiłam najbardziej, a mianowicie złożenie serwetek, były one czerwone,
postanowiłam więc składać je w małe różyczki i umieszczać w kieliszkach do
wina, służących także dla mnie i Bartka jako naczynie do napoi bez alkoholowych.
-I voila. –powiedziałam gdy uznałam ze
moje prace dobiegły końca. Mama obróciła się, aby obejrzeć efekt i uśmiechnęła
się od ucha do ucha.
-Wow! Jest świetnie córciu. Spisałaś się
na medal. –powiedziała wyraźnie zadowolona.
-Dziękuję, dziękuję. –zaśmiałam się
kłaniając teatralnie. Mama zachichotała po czym spojrzała na zegarek.
-Gdzie on się podziewa? –westchnęła i
oparła się o szafkę tym samym odwracając się do mnie przodem. Dopiero teraz
zauważyłam jak pięknie moja rodzicielka wygląda. Miała na sobie uroczą
granatową sukienkę z koronkowym dekoltem i wziewnym dołem. Włosy upięła w eleganckiego
koka.
-Mamo, wyglądasz ślicznie.
-Masz rację Tosiu, Twoja mama wygląda
cudownie. –usłyszałam za sobą męski głos i aż podskoczyłam. –Przepraszam za
spóźnienie. –powiedział Wojtek i podchodząc do mamy wyciągnął za pleców piękny
bukiet czerwonych róż. Oparłam się o ścianę i ciesząc się jak małe dziecko
przyglądałam się im.
-To dla pani. –mężczyzna wręczył mamie
kwiaty i namiętnie pocałował ją w usta, od razu przypomniało mi to pocałunek
Adama. Jego delikatne wargi łączące się z moimi. Przejechałam palcem po ustach
przypominając sobie najdrobniejsze szczegóły i głęboko westchnęłam. Wojtek
obrócił się, podszedł kilka kroków w moją stronę i wyciągnął do mnie rękę w
której trzymał śliczną czerwoną różyczkę.
-A to dla ciebie. –powiedział uśmiechnięty
a ja chwyciłam kwiatek delikatnie, tak jakbym bała się skaleczyć jednym z jego
ostrych kolców i uprzejmie podziękowałam odwzajemniając ciepły uśmiech. Mama w
tym czasie wstawiła swój bukiet do wazonu. Już dawno nikt o nią tak nie dbał.
Cieszyłam się że znalazł się ktoś taki jak Wojtek i pomyśleć że jeszcze trzy
miesiące temu nie potrafiłam go zaakceptować.
-To ja pójdę na górę po Bartka. –zaoferowałam
i nie czekając nawet na odpowiedź zakochanych popędziłam na górę. W pierwszej
kolejności wpadłam do mojego pokoju i chwyciłam wazonik stojący na szafce.
Wlałam do niego wody i umieściłam w nim różę. Postawiłam naczynie z kwiatem na
biurku i ruszyłam do pokoju Bartka. Wpadłam do niego zapominając o pukaniu
Chłopak leżał na łóżku z słuchawkami na uszach i nawet nie usłyszał mojego
wejścia. Lola która leżała obok niego zerwała się i rzuciła uradowana w moim
kierunku merdając ogonkiem, przez co Bartek zauważył moja obecność i szybko się
podniósł jednym ruchem ściągając słuchawki.
-Chodź. Kolacja, a właściwie to
kolacjo-obiad czeka. –powiedziałam .
-Idę, idę. –rzucił słuchawki na poduszkę,
błyskawicznie wstał z łóżka i podszedł do mnie gestem pokazując, abym szła
przodem. Posłuchałam się go i za chwile oboje byliśmy na dole gdzie na stole
czekały już na nas parujące talerze. Apetyczne zapachy sprawiły, że w jednej
chwili poczułam się potwornie głodna. Zajęłam miejsce naprzeciwko Wojtka, a
obok mnie usiadł Bartek.
-Smacznego. –powiedziała mama i wszyscy
zabraliśmy się za posiłek. Mama przygotowała panierowany schab z pomarańczą,
ziemniaczki z koperkiem oraz pyszna surówkę z marchewką.
-Słuchajcie –rzekł Wojtek chwytając
butelkę wina oraz korkociąg. –Mamy wam coś do powiedzenia. –Otworzył wino i
nalał, najpierw mamie, później sobie. Bartek przedrzeźniając ojca chwycił za
sok jabłkowy i nalał do kieliszków najpierw mi, a potem sobie, robiąc przy tym
bardzo teatralne gesty. Zaśmieliśmy się, ale szybko na powrót staliśmy się poważni
i skupiliśmy uwagę na mężczyźnie. –Otóż… -ciągnął dalej –chcemy się pobrać.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Bardzoooo długi mi wyszedł, chyba najdłuższy rozdział w historii tego bloga. :) Ale chyba tylko to mi się w tym rozdziale podoba, bo wydaje mi się, że jeśli chodzi o fabułę to trochę go zepsułam ; ( . No, ale ocenę zostawiam wam. Kolejny rozdział Być może już za tydzień, a może nawet w tym tygodniu mi się uda? Zobaczymy. Aczkolwiek nie wiem czy jest jeszcze jakikolwiek sens go pisać, bo po 1 nie wiem czy mam dla kogo to pisać, a po 2 to jakoś mi się ostatnio to wszystko nie klei. Ale z drugiej strony to chciałabym doprowadzić tego bloga do końca, a muszę przyznać że już nie daleko. A gdy zakończę przygodę z tym opowiadaniem, mam zamiar na poważnie wziąć się za pisanie, czegoś zupełnie innego. Ale nie będę tego publikować na żadnym blogu. Pomysł już jest, rodzina twierdzi ze to bardzo dobry pomysł, mam tylko nadzieję ze wypali.
Buziaki.