środa, 26 grudnia 2012

Rozdział trzydziesty pierwszy



Lekko mnie zatkało przez co na chwilę zapanowała niezręczna cisza kątem oka spojrzałam na Bartka, który również ukradkiem na mnie patrzył nie wiedząc jak się zachować. Szybko się otrząsnęłam i spojrzałam na parę, która wlepiła w naszą dwójkę wyczekujące spojrzenia. Odchrząknęłam.
-To super...-powiedziałam odrobinę niepewnie.
-Chyba nie jesteś z tego zadowolona. -odezwała się smutno mama i wbiła wzrok w talerz. Wojtek złapał jej dłoń i ścisnął, próbując dodać jej otuchy.
-Nie, nie o to chodzi- dodałam szybko widząc przygnębienie mamy. -Ale czy to nie za pochopna decyzja?
-Znamy się już długi czas. Już przecież od trzech miesięcy jesteśmy oficjalnie razem. Chyba nie widzę powodów żeby z tym zwlekać, a młodsi się przecież nie robimy. -wtrącił Wojtek.
-W takim razie ja się cieszę, ważne że będziecie szczęśliwi. -powiedziałam i spojrzałam na Bartka, który do tej pory milczał.
-Ja tam jestem za, w końcu będziemy prawdziwą rodziną- powiedział wyraźnie zadowolony.
-Tosiu, chcemy ci powierzyć sprawy wystroju ceremonii. Zarówno wystrój w kościele, jak i na sali balowej. Co Ty na to? -mojej rodzicielce wyraźnie powrócił dobry humor.
-Jasne mamo! Wiesz że ja uwielbiam takie rzeczy! -pisnęłam zadowolona.
-W takim razie bardzo się cieszę.- powiedziała usatysfakcjonowana rodzicielka.
Gdy kolacja dobiegła końca mama zabrała się za sprzątanie, chciałam jej pomóc, ale pierwszy zaoferował się Wojtek. Zostawiłam więc ich samych i udałam się na górę. Pierwsze co zrobiłam to weszłam do garderoby i ściągnęłam z siebie koszulę. Powiesiłam ją na wieszaku, a zamiast niej założyłam kangurkę z logiem batmana. Wymaszerowałam z małego pomieszczenia do swojego przestronnego pokoju i chwyciłam za telefon, który wcześniej rzuciłam na łóżko i wykręciłam numer do Korneli. Zaprosiłam ją do siebie, ponieważ musiałam koniecznie porozmawiać z przyjaciółmi. Dziewczyna miała zaraz się pojawić. Gdy zakończyłam rozmowę włączyłam komputer i sprawdziłam kontakty na Skype. Odnalazłam zielony znaczek Kariny i niezwłocznie do niej napisałam prosząc żeby była dostępna za 15 minut. Zawołałam również Bartka. I tak spędziłam resztę sobotniego wieczoru, rozmawiając z moją trójką najlepszych przyjaciół o moim pełnym emocji dniu. Zabrakło mi tam jedyne Gabrysia, ale cały czas czułam jakby siedział koło mnie i kto wie, może właśnie tak było? Może z uwagą przysłuchiwał się moim opowiadaniom oparty o ramę łóżka? A może siedział obok mnie obejmując moje ciało w talii i śmiał się z tego jak podekscytowana wymachuję rękami. Jedno wiedziałam na pewno mój przyjaciel nigdy mnie nie opuści i już zawsze jakaś jego cząstka będzie mi towarzyszyć. "Do końca świata i jeden dzień dłużej..."
***
Kolejne dni mijały mi zdumiewająco szybko i bez żadnych większych wydarzeń. Starałam się pogodzić naukę z pasją oraz znajdować czas dla przyjaciół i chłopaka. Im bliżej grudnia tym więcej obowiązków spoczywało na mojej głowie. Ślub został zaplanowany na 27 grudnia czyli w sobotę po świętach. Wojtek załatwił ceremonię ślubną w małym, starym kościółku za Sopotem, który był cudowny, niemalże bajkowy. Niestety problemem była odległość od miasta, musieliśmy więc znaleźć dobry lokal na wesele niedaleko katedry. Jednak nie szukaliśmy długo ponieważ zaledwie pięć minut jazdy samochodem dalej znajdował się hotel, który w posiadaniu miał dwie sale bankietowe. Większą na dole i mniejszą na piętrze. Udaliśmy się obejrzeć pierwszą większą sale i od razu wiedziałam że to właśnie tu odbędzie się wesele. Na jednej ze ścian ciągnął się szereg dużych okien, sufit zdobiły przepiękne kryształowe żyrandole, a parkiet pokryty był jasnymi panelami. Ściany pomalowane były na jasny beż. Rozejrzałam się kilka razy dookoła i już zaczęłam planować dekorację wnętrza, jednak nagle w mojej głowie pojawiła się myśl, która wyprzątnęła z niej wszystkie inne. Koszt. Spojrzałam na Wojtka. W jego oczach zauważyłam radość, widać było, że jemu również bardzo przypadło do gustu to miejsce. Nie czekając na reakcję mężczyzny zapytałam uprzejmą młodą kobietkę stojącą obok mnie.
-Ile kosztowałoby wynajęcie tej sali?
-900 złotych.- odparła uprzejmie. Nie znałam się na cenach lokali spojrzałam więc na Wojtka, do którego jakby dopiero dotarło moje pytanie i odpowiedź recepcjonistki.
-W takim razie chcemy od razu zarezerwować termin. –odparł.
-Na kiedy? –zapytała kobieta wyraźnie zadowolona i otworzyła notes który trzymała pod pachą.
-Na dwudziestego siódmego grudnia.
-Mhm…- kobieta zanotowała coś w swoim kajecie i przeniosła na nas wzrok –czy zamawiają państwo od razu catering? –spojrzeliśmy na siebie, nie wiedzieliśmy co powie na to mama, której z nami nie było.
-Możemy umówić się że dam pani odpowiedź telefonicznie? –zapytał Wojtek.
-Jasne, nie ma sprawy –powiedziała kobieta i wyciągnęła z zeszyciku wizytówkę wręczając ją mężczyźnie.
- W takim razie dziękujemy. –odezwałam się i uśmiechnęłam do recepcjonistki.
Opuściliśmy hotel i udaliśmy się powrotem do Sopotu. Wieczorem wspólnie z mamą ustaliliśmy, że jedzenie zamówimy w jej ulubionej knajpce. Kolejne dni mijały również szybko i nim się obejrzałam byłam już po próbnych egzaminach, a do ślubu zostało już tylko nieco ponad tydzień. Zaproszenia były już rozesłane do wszystkich gości, ja również otrzymałam jedno z nich. Na zaproszeniu widniał napis ‘Tosia Malinowska, wraz z osobą towarzyszącą’. Oczywiście tą osobą miał być Adam, który na wieść o tym zgodził się bez zastanowienia. Zaproszenia wysłaliśmy również do całej naszej rodziny oraz do rodziny chłopaków, jak również do znajomych. Na liście zaproszonych znalazła się Karina z rodzicami oraz jeszcze kilka dobrych znajomych mamy z Ełku, a także z Sopotu oraz przyjaciele Wojtka. Podsumowując na uroczystości miało być około 150 osób oczywiście nie jedni goście dzwonili i przepraszali, ale nie daliby rady dotrzeć na czas. W sumie wyszło na to iż przybędzie 132 osoby.
Adam podsunął mi pomysł na prezent dla nowożeńców. Otóż mieliśmy zatańczyć podczas zabawy weselnej. Uznałam to za wspaniałą myśl i poprosiłam żeby wymyślił nam jakąś choreografię. Dostał ode mnie w nagrodę słodkiego buziaka i obiecał wymyślić coś wystrzałowego. Przygotowania ruszyły pełna parą. Wojtek kupił śliczne, złote obrączki z wygrawerowanym napisem ‘forever’, natomiast ja i mama zajęłyśmy się strojami. Wybrałyśmy białą suknię ślubną z trenem. Na wieszaku nie wyglądała ona atrakcyjnie dlatego została przymierzona jako ostatnia, ale na mamie leżała idealnie. Zamówiliśmy również suknie dla druhen, którymi miałyśmy być Karina, Ania- rok młodsza od nas kuzynka Bartka i ja. Z rozmiarami nie było problemu, ponieważ wszystkie trzy jesteśmy podobnego wzrostu oraz masy, natomiast z wyborem kroju było trochę problemów, ponieważ nie mogłyśmy się zdecydować. Te które podobały się mamie nie podobały się mnie, a te które przypadły mi do gustu nie odpowiadały mamie, ale wreszcie doszłyśmy do porozumienia i stanęło na różowych sukienkach z wystającym z pod spodu czarnym tiulem. Wymyśliłyśmy również że każda z nas będzie miała na nadgarstku malutki bukiecik z delikatnych różyczek w kolorze sukienki. Gdy wszystkie sprawy związane z ubiorem zostały załatwione zabrałam się ze wystrój. Zaczęłam od kościoła. Wnętrze świątyni było pomalowane na biało, a ławki były w kolorze ciemnego orzecha. Postanowiłam więc nie przesadzać za bardzo z upiększaniem tego miejsca, gdyż i tak było ona już samo w sobie cudowne. Postanowiłam zamówić tylko kilka bukiecików różowych róż i ustawić je niedaleko ołtarza. Więcej pracy poświęciłam na dekorację sali weselnej. Postanowiłam że stoły nakryte zostaną białymi obrusami a krzesła białym śliskim materiałem z dużą lawendową kokardką z tyłu. Dostaliśmy od hotelu możliwość wyboru zastawy, stanęło na białych kwadratowych talerzach z lawendowym wzorkiem. Na stołach miały pojawić się również bukieciki z fioletowych i białych róż. Nad oknami wraz z pomocą Bartka i Adama zawiesiłam bezbarwne lampki choinkowe, żeby dodawały nastroju. Całokształt wyglądał ślicznie i byłam z siebie w pełni zadowolona. Na koniec przy każdym z stoliku poustawiałam zaplanowane przez mamę wcześniej karteczki z imionami. Bartek zajmował się playlistą. Wraz z Wojtkiem załatwili weselną kapelę. Oczywiście nie było mowy o żadnej innej muzyce tylko o disco polo, w końcu przy rapie nie można się bawi na weselu. Ja sama dodałam do listy utworów piosenkę przy której mieliśmy zatańczyć razem z Adamem, czyli Skinny love.
Dwudziestego trzeciego grudnia Wojtek przywiózł nam żywą choinkę, którą wspólnie z Bartkiem udekorowaliśmy bombkami, kolorowymi lampkami oraz różnymi innymi ozdobami. następnego dnia o 17 zasiedliśmy wspólnie do kolacji wigilijnej po której rozpakowaliśmy drobne prezenty. Dostałam pieniądze oraz zestaw kosmetyków do pielęgnacji ciała i książkę 'duma i uprzedzenie'. Bartek również dostał głównie pieniądze oraz koszulę w niebiesko fioletową kratkę i T-shirt, a ode mnie plakat z autografami jego ulubionej drużyny siatkarskiej. nim się obejrzeliśmy nadszedł drugi dzień świąt i do Sopotu zaczęli się zjeżdżać goście. Nasz dom był za mały żeby pomieścić wszystkich więc u nas nocowała babcia, ciocia Kasia z mężem i córeczką, Karina z rodzicami i siostrą oraz jeszcze kilka osób, część nocowała w domu Wojtka, a reszta została zakwaterowana w przytulnym motelu niedaleko naszego miejsca zamieszkania. W dzień ślubu z samego rana dostarczono nam suknie, bukiet mamy oraz bukieciki na nadgarstki. Kwiaty do dekoracji sali oraz kościoła zostały dostarczone na miejsce, a odpowiednio przeze mnie poinstruowane wcześniej osoby miały się tym zająć.
W domu od samego rana panowało lekkie zamieszanie. Mama latała stremowana i niewyspana nie wiedząc od czego zacząć.
-Spokojnie, mamuś. Zacznijmy od tego że Kasia cie uczesze, okej? Mamy jeszcze dużo czasu. -powiedziałam starając sie uspokoić roztargnioną rodzicielkę. Mama zamknęła oczy wzięła głęboki oddech po czym ponownie je otworzyła i promiennie się do mnie uśmiechnęła.
-Dziękuję kochanie, co ja bym bez Ciebie zrobiła?
-Oj tam, oj tam. –zaśmiałam się i przytuliłam ją.
Mama udała się do pokoju gdzie zajęła się nią Kasia a ja powędrowałam na górę do swojego pokoju gdzie siedziały Karina i Ania.
-No to co dziewczynki, szykujemy się? Widziałyście już sukienki?
-Nie, ja dopiero wstałam -odparła Karina zaspanym głosem.
Podeszłam do garderoby i zdjęłam wiszące na drzwiach pokrowce. Rozdałam je dziewczętom i wszystkie trzy pociągnęłyśmy za zamek, żeby obejrzeć stroje.
-Wow. Świetne, są. –odparła Karina i popędziła do łazienki, by zachwalę wyjść ubrana.
-Super. –skomentowała Ania, rudzielec z kilkoma piegami na nosie, poprawka, bardzo ładny rudzielec. Ania miała wyjątkową urodę. Jej mleczną, bladą twarzyczkę otaczały kłęby rudych loków. Dziewczyna chwyciła swoją sukienkę i powędrowała na chwilkę do łazienki. Chwilę potem wszystkie trzy byłyśmy ubrane. Naciągnęłam na nogi beżowe rajstopki, a stopy wsunęłam w czarne szpilki mając nadzieję że dziewczyny także będą na wysokim obcasie, ponieważ nie chciałam wyglądać przy nich jak żyrafa. Na całe szczęście obie miały także czarne szpilki więc nie miałam się o co martwić. Pozostało nam tylko się uczesać. Ja postawiłam na naturalne proste włosy, Karina także zostawiła swoje w naturalnym stanie, a Ania koniecznie chciała swoje wyprostować. Zajęłyśmy się więc fryzurą dziewczyny i za pół godziny byłyśmy całkowicie gotowe. Zeszłyśmy więc na dół zobaczyć jak idą pogotowania. Mama siedziała na fotelu susząc białe paznokcie i starając nie ruszać się, żeby nie przeszkadzać w pracach wykończeniowych na jej głowie. Ciocia upięła jej włosy wcześniej nakręcone w pięknego koka.
-No i skończone –odezwała się. – wskakuj w kieckę.
Mama wstała i podeszła do szafy na której wisiała wyjęta już z pokrowca suknia. Podeszłam żeby jej pomóc, zdjęłam ją delikatnie z wieszaka i rozpięłam zamek z tyłu. Mama zdjęła z siebie szlafrok, nie przejmując się tym że jest w samej bieliźnie, w końcu otaczały ją same kobiety i zwinnie wbiła się w sukienkę. Zapięłam jej zamek i wygładziłam materiał.
-Wyglądasz pięknie. –powiedziałam.- Wojtek to szczęściarz.
-Twój tata też był szczęściarzem… -powiedziała mama i nic więcej nie dodała tylko pocałowała nie w czoło żeby się nie rozkleić.
-O! Chyba właśnie przyszedł kolejny szczęściarz –usłyszałyśmy krzyk cioci z przedpokoju. –Tosiu, to chyba ktoś do ciebie!
Pobiegłam do korytarza, aby przywitać się z chłopakiem. Stał przy drzwiach rozpinając kurtkę i ściągając buty. Gdy mnie zobaczył uśmiechnął się od ucha do ucha. Gdy się rozebrał podszedł do mnie i objął mnie w talii.
-Wyglądasz ślicznie –szepnął mi we włosy, a ja wspięłam się na palce (gdyż zdjęłam swoje szpilki) i złożyłam na jego ustach czuły pocałunek. Gdy wyślizgnęłam się wreszcie z jego uścisku, pociągnęłam go za rękę do salonu.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Ta dam 31 rozdział napisany . Ufff... Namęczyłam się trochę, bo z weną ciężko ostatnio u mnie jeśli chodzi o tego bloga. Chyba trochę jest on taki zamulający, bo jakoś ogólnie mało dialogów jest. przepraszam . :( 
Być moze jest to już przed ostatni rozdział. Pewnie się cieszycie, prawda? :D 
Zaraz dodam posta ze zdjęciem sukni ślubnej oraz sukienki druhen i jeszcze takie tam . 
-E

3 komentarze:

  1. No co ty, cieszymy ?! Będzie mi brakowac tego bloga ale w końcu nic nie trwa wiecznie..W przyszłości napewno napiszesz jeszcze coś fajnego oprócz tych blogów które masz i z chęcią przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny już kończysz ?
    Jak to szybko zleciało.Przyznam że rozdział jest strasznie słodki;).Trochę się zdziwiałam , że całe te przygotowania do ślubu trwały w takim szybkim tempie ale to zrozumiałe nie chciałaś się w nie zagłębiać tylko opisać powierzchownie.Czekam na kolejny rozdział
    Ps; Jaki ten Adam jest słodki !

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiedz, że żartujesz! Jak to chyba przedostatni? :C. Nie rób mi tego! A tak w ogóle oczywiście rozdział świetny i czekam na następny ♥

    OdpowiedzUsuń