Biegłam przez ciemny las nie
zatrzymując się ani nie odwracając. Czułam na sobie czyjś wzrok oraz
przerażający strach. Nagle na mojej drodze pojawił się niezidentyfikowany przedmiot.
Potknęłam się i z wielkim hukiem runęłam na chłodną ziemię.
Usiadłam na łóżku. Takie dziwne
sny prześladowały mnie cała dzisiejszą noc. Rozejrzałam się po pokoju Bartek
najwidoczniej już wstał ponieważ na materacu obok mojego łóżka leżała schludnie
złożona pościel. Sięgnęłam po telefon który trzymałam pod poduszką.
-Cholera! –zaklęłam cicho gdy
zobaczyłam że jest już po 12. Miałam wstać wcześniej żeby jak najszybciej udać się
do szpitala. Błyskawicznie wyskoczyłam z łóżka i wyleciałam z pokoju. Pierwsze
co zrobiłam to udałam się do łazienki. Wzięłam szybko zimny prysznic, który
przyjemnie mnie orzeźwił. Zawinęłam się ręcznikiem
i jak strzała wróciłam do swojego pokoju. Wyjęłam z walizki czarne leginsy i
luźną jeansową koszulę. Szybko wskoczyłam w ubranie, rozczesałam włosy i
podwijając rękawy koszuli wyszłam z pokoju.
-Cześć –rzuciłam do siedzących w
salonie osób i nie czekając na odpowiedź zabrałam się za wkładanie na nogi
trampek.
-Nie zjesz śniadania? –zapytała mama
zjawiając się w drzwiach.
-Nie. –odpowiedziałam trochę
oschle po czym dodałam już innym tonem –Jakoś nie jestem głodna.
-W takim razie trzymaj, kupisz
sobie coś na mieście jak zgłodniejesz. –odparła wręczając mi 30 zł. –Chcesz żeby
Wojtek Cię zawiózł?
-Nie, dzięki, pojadę autobusem.
-To może chociaż weź ze sobą
Bartka? Poczeka na ciebie pod salą czy coś.
-Jasne. Bartek! –krzyknęłam.
-Tak? -zapytał zdezorientowany chłopak pojawiając
się w korytarzu.
-Masz ochotę przejechać się ze mną
do szpitala? –zapytałam.
-Nie ma sprawy. Poczekaj, wezmę
tylko bluzę.
-Możesz wziąć też moją torbę,
leży na biurku.
Za chwile Bartek był z powrotem w
przedpokoju. Wzięłam od niego swoją torbę i wyszliśmy z domu. Skierowaliśmy się na najbliższy przystanek, z
którego autobus zawiózł nas pod sam szpital. Gdy pokonaliśmy drzwi na czujnik,
które się przed nami otworzyły uświadomiłam sobie że nie wiem na jakiej sali leży
mój przyjaciel. Wiedziałam tylko że oddział to intensywna terapia.
-Ehh… -westchnęłam głośno.
-Coś się stało? –zapytał Bartek.
-Nic, tylko nie wiem na jakiej sali
leży Gabryś. Zapomniałam zapytać o to mamę. No cóż w takim razie musze zapytać
o to w recepcji. –odruchowo poprawiłam
dół koszuli i ruszyłam w stronę kontuaru, za którym siedziały dwie kobiety. –Dzień
dobry. –przywitałam się ciepło. Szczupła kobieta w czarnej spódnicy i
łososiowej marynarce spojrzała na mnie spod okularów.
-Co trzeba?- bąknęła szukając
czegoś w papierach. „Nie ma to jak dobre maniery” –pomyślałam.
-Chciałam zapytać w jakiej sali
leży Gabriel Kwiatkowski. Miał wczoraj wypadek. –kobieta spojrzała na mnie z
dziwnym grymasem, wystukała cos w komputer po czym znów jej niebieskie tęczówki
zatrzymały się na mojej twarzy.
-Sala numer 7. –rzuciła od
niechcenia. Podziękowałam jej z
wymuszonym uśmiechem na ustach i razem z Bartkiem ruszyłam w stronę windy. Wcześniej
jeszcze upewniłam się na którym piętrze znajduje się intensywna terapia. 2 piętro było końcem naszej krótkiej podróży
windą. Wyszłam i od razu poczułam specyficzny zapach szpitala, w recepcji nie
było jeszcze czuć tego zapachu. Oczywiście ściany były tu pomalowane na jasne
pastelowe kolory, a podłoga wyłożona śliskimi kafelkami. Przeszliśmy przez
szklane drzwi prowadzące na oddział i ruszyliśmy prosto korytarzem zwracając uwagę
na numery sal. Gdy znaleźliśmy tą
właściwą Bartek uśmiechnął się do mnie dodając mi otuchy, a sam usiadł na
krześle naprzeciwko. Przez nie do końca zasłonięte żaluzje w dużym oknie drzwi
zauważyłam że przy łóżku siedzi mama Gabrysia. Cicho zapukałam, nacisnęłam na
klamkę i pchnęłam drzwi. To co ujrzałam było gorsze niż sobie wyobrażałam. Mój
przyjaciel leżał na łóżku podłączony to różnych kabli i kabelków. W całym
pomieszczeniu słychać było miarowy dźwięk wydawany przez respirator. Głowę miał
owinięta bandażem. Jego prawą rękę
pokrywał gips, a na twarzy widniały liczne siniaki. Łzy zebrały się w moich
oczach.
-Dzień dobry. –przywiałam się z
mama mojego przyjaciela gdy przypomniałam sobie o jej obecności.
-Witaj Tosiu. –powiedziała. Była
to kobieta z klasą. Zawsze ubierała się elegancko, do tego lekki makijaż i ładnie
ułożone włosy. Tym razem było inaczej. Miała na sobie stary rozciągnięty sweter, byle
jakie jeansy i niedbale spięte włosy. Przeraziła mnie jej nienaturalna blada cera
i ogromne podkowy pod oczami. Zapewne
nie zmrużyła dzisiaj oka, a do tego płakała.
-Co z nim? Poprawiło się coś? –zapytałam.
-Jest lepiej niż wczoraj, lekarze
mówią ze niedługo powinien odzyskać przytomność. –oznajmiła ledwo słyszalnym
głosikiem.
-Niech się pani nie martwi. On z tego
wyjdzie. –powiedziałam przytulając kobietę do siebie. Poczułam że zaczęła
płakać po moim policzku również popłynęła łza, a za nią kolejna i jeszcze
jedna.
-Mogę mieć do Ciebie prośbę
Tosiu? –zapytała nagle zerkając na Gabrysia.
-Jasne.
-Posiedziałabyś przy nim
trochę? Ja skoczyłabym do domu przebrać
się i odświeżyć, a za jakieś półgodziny przyjedzie tu mój mąż.
-No pewnie. Nie ma sprawy.
-Dziękuję kochanie. –powiedziała ściskając
moją dłoń. Nachyliła się nad Gabrysiem i pocałowała go w czoło owinięte bandażem.
–No to na razie. –po wiedział do mnie otwierając drzwi. Zanim za nimi zniknęła
zdążyłam odpowiedzieć „do widzenia” . Drzwi cicho się zamknęły, a ja zostałam
sama z moim nieprzytomnym przyjacielem. Usiadłam na krześle koło łóżka, na
którym siedziała wcześniej jego mama i złapałam jego bezwładną dłoń. Po
policzkach łzy spływały mi strumieniami.
-Wyjdziesz tego. –szepnęłam przez
łzy, którymi zaczynałam się dławić. –Wierze w Ciebie, słyszysz?
Opuściłam głowę i oparłam ja na
naszych dłoniach. Nie mogłam pohamować płaczu. Szlochałam jak małe dziecko, a
łzy kapały mi po brodzie mocząc moją koszulę. I nagle coś poczułam. Pierwszą
moja myślą było to że tylko mi się zdawało jednak po chwili poczułam to znowu
tym razem mocniej. Dłoń chłopaka
niewątpliwie się poruszyła, a jego palce próbowały ścisnąć moje jednak były zbyt
słabe.
-Gabryś. –powiedziałam nie wiedząc
czy kierowałam to do siebie czy do niego. Spojrzałam na twarz chłopaka. Jego brew
drgnęła, a po chwili otworzył oczy.
-Tosia? –cicho zapytał ślepo
szukając mnie wzrokiem gdy wreszcie trafił na moją twarz lekko się uśmiechnął.
-Jestem tu. –powiedziałam uśmiechając
się do niego przez łzy i ściskając jego rękę.
-Co… Co się stało? –zapytał.
-Miałeś wypadek. –powiedziałam. –Nawet
nie wiesz jak się o ciebie martwiłam. –podniosłam się z krzesła i nachyliłam się
nad nim. Nasze spojrzenia się spotkały,
a ja długo nie myśląc pocałowałam go. Radość rozpierająca mnie od środka była tak
ogromna że chyba nie trochę poniosło bo nagle aparatura zaczęła szybciej
wydawać z siebie dźwięki. Oderwałam się od ust mojego przyjaciela.
-Kocham Cię, wiesz? –powiedział słabo,
ale widać było że jest z tego mega zadowolony.
-Ja Cię też. –pocałowałam go w czoło
i usiadłam z powrotem na krześle. –Mam cos dla ciebie. –powiedziałam i wyjęłam
z torby mały pakunek- w prawdzie miałam Ci go dać w innych okolicznościach, ale
wyszło inaczej.
Wyjęłam z ozdobnej torby koszulkę
i płytę pokazałam mu je a on się uśmiechnął.
-Dziękuję. –wychrypiał. Odłożyłam
prezent na szafkę obok łóżka. I wbiłam wzrok w przyjaciela. Czułam ze po moich
policzkach nadal spływają łzy. Wytarłam je.
-Zdrzemnij się –powiedziałam. –Jesteś
zmęczony.
-Boję się. –szepnął.
-Czego? –zapytałam zdziwiona.
-Że pójdziesz sobie bez
pożegnania. –zaśmiałam się.
-Jeśli chcesz to możemy pożegnać się
zawczasu.
-Okej. –powiedział z zawadiackim
uśmiechem. Cały Gabryś, chyba zaczyna wracać do normy. Gdy tylko nasze twarze
dzieliły centymetry dźwięk aparatur znów przyśpieszył. Zachichotałam i złożyłam na jego ustach delikatny
pocałunek.
-Śpij słodko. –powiedziałam wracając
do pozycji siedzącej. Chłopak zamknął
oczy i już po chwili zasnął z delikatnym uśmiechem na ustach. Pięć minut
później w sali pojawił się pan Kwiatkowski. Przywitałam się z nim i opowiedziałam
o tym że Gabryś się przebudził.
-Dziękuję. –powiedział mężczyzna
gdy zaczęłam się zbierać.
-Ależ nie ma za co. –uśmiechnęłam
się do niego ciepło. Pożegnałam go i opuściłam salę. Bartka nie było na
krześle, ruszyłam więc w stronę wyjścia z oddziału. Za szklanymi drzwiami
prowadzącymii na oddział zobaczyłam znana mi dobrze sylwetkę chłopaka. Wyszłam
do niego i rzuciłam się mu na szyję.
-Gabryś odzyskał przytomność.
Rozmawiałam z nim. –mówiłam radośnie. –Czuję że już będzie wszystko okej.
-No widzisz. – powiedział Bartek
i spojrzał mi prosto w oczy z których właśnie w tej chwili popłynęły łzy. –No to
po co płaczesz głuptasie?
-To ze szczęścia. –powiedziałam
wycierając łzy. –Chodźmy już, to miejsce mnie przytłacza. –powiedziałam ciągnąc
go za rękę w stronę windy.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Ufff... Udało mi się. Mam nadzieję ze się spodoba. Doszłąm do wniosku że koniec z szantażem, bo nie o to tu chodzi . ; )Ale jeśli będzie mało komentarzy to może być to koniec kariery tego bloga. Ale z tym poczekam do września, bo na razie wakacje i większości nie ma w domach . ;p Tak więc to tyle.. Aaa no i po raz któryś tam zmieniłam zdjęcie Tośki. ; )) Żeegnam : *E.
jest Gabrys żyje . <333333
OdpowiedzUsuńTosia i Gabryś <33333333333333333333333333.
jeeejku, Ewa, genialne!
OdpowiedzUsuńAle świetnie piszesz, gratulacje;)
OdpowiedzUsuńSpytam z ciekawości - ile masz lat?
Dziękuję ; )).
Usuń14 .
fajny :) .
OdpowiedzUsuń