sobota, 10 marca 2012

Rozdział drugi


Na miejsce dojechałyśmy w krótkim czasie. Przed domem Olafa już stali obaj chłopcy oparci o swoje rowery. Gabryś miał na sobie dżinsowe rybaczki i koszule w kratę. On zawsze potrafił się dobrze ubrać. Na nogach tak samo jak ja miał vansy, a na głowie oczywiście full cap z New Ery. Olaf był ubrany podobnie jednak on, nie miał czapki oraz zamiast vansów miał na nogach granatowe conversy. Koszula Olafa podobała mi się bardziej niż Gabrysia, ponieważ była taka bardziej żywa.  Dopiero gdy Karina rzuciła się na szyję swojemu chłopakowi zwróciłam uwagą na to w co ona była ubrana. Na głowie miała zawiązaną czerwoną bandanę, na sobie krótkie dżinsowe spodenki, bluzkę z flagą USA oraz na nogach miała najeczki.  
-Hej.- przywitał mnie Gabryś przytulając mnie.
-Siemka. – odpowiedziałam mu.
-Gołąbeczki długo jeszcze? –zwrócił się chłopak do czule witającej się obok nas pary.  
-Oj no nawet przywitać się nie można. – fuknęła żartobliwie Karina. –Jedziemy?
-No, jedziemy, jedziemy. Tylko gdzie? –zapytałam świdrując Gabrysia wzrokiem.
-Niespodzianka . – opowiedział chłopak uśmiechając się zawadiacko i puszczając oczko do Olafa.
-Dobra jedziemy. –zarządził Olaf. Wsiedliśmy na rowery i ruszyliśmy za Gabrysiem.
-Hej!  Zajedziemy do sklepu?  Musze kupić jakieś picie. –powiedziałam.
-Właśnie ja też chętnie bym kupiła jakiś napój. Bo znając was to spędzimy tam dużo czasu. –Dodała Karina.
-Okej. To jedziemy do biedronki.  – skwitował wszystko Gabryś.
Za dosłownie 5 minut byliśmy już pod supermarketem. Do środka weszłyśmy tylko ja i  Karina. Chłopcy zostali pilnować rowerów.  Kupiłyśmy sobie po butelce wody oraz 2 paczki chipsów. Uwinęłyśmy się szybko i za chwile byliśmy już z powrotem koło chłopaków.  Moją wodę wsadziłam do plecaka Kariny, ponieważ aparat zajmował większość miejsca w mojej torbie. Wyjechaliśmy z Ełku. Jechaliśmy jeszcze kawałek i wreszcie naszym oczom okazał się las. Wjechaliśmy w głąb piaszczystą drogą. Nagle Gabryś się zatrzymał i zszedł z roweru.
-To już?- zapytałam wymieniając zdziwione spojrzenia z Kariną. Tu nawet nie dochodziło słońce.
-Nie. Dalej idziemy z buta. –powiedział Olaf i razem z Gabrysiem zaczeli się śmiać.
-Mam pytanie. –ich śmiech przerwała Karina. – Co z rowerami?
-Zostawiamy je tu. –odparł Gabryś.
-Jak to? Zgłupieliście?! A jeśli ktoś je ukradnie? Ja nie mam zamiaru wracać z buta do domu. -
-I właśnie dlatego wziąłem to. – odezwał się Olaf wyciągając z plecaka zapinkę do roweru. Była ona wystarczająco długa żeby przypiąć do jakiegoś chudego drzewa cztery rowery. No i tak się stało musieliśmy przemierzyć nie wiadomo jak długi odcinek lasu na piechotę. Szliśmy przez różne chaszcze odgarniając sobie drogę rękami przede mną szedł Gabryś, a za mną Karina z którą toczyłam konwersacje. Nagle dostałam  po twarzy gałęzią i usłyszałam śmiech mojego przyjaciela.
-Dzięki! –krzyknęłam wkurzona.
-Przyjemność po mojej stronie.- odpowiedział rozbawiony chłopak. Ofuknęłam go i wróciłam do rozmowy z Kariną. Zauważyłam po chwili ze z naprzeciwka dochodzą jakieś dziwne blaski i słychać szum.
-Dobra już jesteśmy. –powiedział przyjaciel dzięki któremu przed chwilą poczułam na twarzy liście jakiegoś krzewu. Rozchylił ostatnie gałęzie i naszym oczom ukazał się brzeg jeziora.  Miejsce to wyglądało dzisiaj magicznie. Promienie słońca odbijały się w falującej tafli wody co stwarzało wrażenie tysiąca małych iskierek tańczących po powierzchni wody. Na dodatek było tam bardzo przytulnie. 
-Wow. –powiedziałam.
-Wielkie wow. –zawtórowała mi Karina.
-No widzicie warto było tyle iść. Prawda? –powiedział Gabryś wyraźnie zadowolony z siebie.
-Warto, warto. –powiedziałam. Wyjęłam z torby ręcznik i rozłożyłam na trawie, by potem na nim usiąść.  Mój aparat od razu został przejęty przez Karinę. Jak zawsze. Nie przeszkadzało mi to. Siedziała i cały czas robiła wszystkim i wszystkiemu zdjęcia. Ja leżałam na brzuchu i rozmawiał z chłopakami.
-Dziękuję .- powiedziałam do Gabrysia zabierając mu jak zwykle czapkę.
-Proszę. –powiedział przyjaciel i wszyscy się zaśmialiśmy.  Czas leciał nam tam zaskakująco szybko, popływaliśmy, poopalałyśmy się i trzeba było się zwijać. Droga powrotna wydawała się krótsza. Pod domem Olafa pożegnaliśmy się z chłopakami i ja z Kariną ruszyłyśmy w stronę mojego domu, ponieważ ona mieszkała na przeciwko mnie.  Zaprowadziłyśmy Rowery do garaży i także się pożegnałyśmy.
Raźnym krokiem wmaszerowałam do domu. Mama siedziała w salonie. Chciałam przejść od razu do mojego pokoju, jednak chyba mnie usłyszała bo krzyknęła.
-Tosia możesz tu przyjść? Musimy pogadać. 

Jest trochę taki o niczym.
Ale od 3 rozdziału postaram się żeby było ciekawiej . ; )  
E.

1 komentarz: