poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty piąty


Tosiu,  Gabryś zmarł godzinę temu. Nie było szansy uratować go. Proszę spotkajmy się o 19 pod moim blokiem. Rafał.
Przeczytałam to po raz kolejny. Telefon wyślizgnął mi się z rąk i uderzył o panele, a moje oczy zamieniły się w wodospad łez.  Nie mogłam zrozumieć co się właśnie stało. Ukryłam twarz w dłoniach i jeszcze raz wszystko dokładnie przeanalizowałam, wyraz po wyrazie. Gdy wreszcie wszystko do mnie dotarło zaczęłam głośno szlochać.
- Co się stało? –usłyszałam zaskoczony głos Bartka. Podniosłam głowę i spojrzałam mu głęboko w oczy zanosząc się od płaczu.
-G-g-gabryś… -zaczęłam i wybuchłam jeszcze głośniejszym płaczem. Chłopak przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej i mocno przytulił.
-Tak mi przykro… -powiedział cicho i przycisnął swoje wargi do mojego czoła.  Przez głowę przewinęło mi się znów tysiąc różnorakich myśli. W głębi duszy wciąż wierzyłam że to jest tylko sen, a ja zaraz obudzę się i zacznę przygotowania do urodzinowej imprezy przyjaciela. Jednak z każdą sekundą ta myśl stawała się coraz bardziej odległa aż wreszcie całkowicie odeszła.
- Muszę spotkać się z Rafałem. –powiedziałam i wstając z sofy otarłam rękawem spuchnięte oczy.
-Pójdę z tobą. –odezwał się chłopak.
Weszłam do łazienki i spojrzawszy w lustro przestraszyłam się swojego wyglądu. Już rano był straszny, a teraz tylko go poprawiłam. Byłam przeraźliwie blada, moje szare oczy w których jeszcze rano tliła się iskra nadziei  teraz zatopiły się w smutku i przerażeniu, a do tego były całe czerwone i opuchnięte od łez. Uderzyła mnie kolejna fala poplątanych myśli, które przeistoczyły się we wspomnienia. Wspomnienia chwil spędzonych z Gabrysiem. Wędrując myślami po przeszłości czułam jego obecność. Wydawało mi się ze stoi obok mnie, a jego palce splatają się z moimi. I nagle wszystko się rozsypało jakby ktoś rzucił kamieniem w zwierciadło, a to rozbiło się na setki a może nawet tysiące ostrych odłamków. Tym kamieniem była myśl która wkradła się do mojej świadomości. „Już nigdy go nie przytulę, nie poczuję ciepła jakie od niego emanowało oraz poczucia bezpieczeństwa jakie przy nim czułam.” Nigdy. To słowo odbijało się echem w mojej głowie. Wszystko się skończyło. Runęło jak domek z kart pod wpływam lekkiego powiewu. Chciałam móc cofnąć czas. Chciałam żeby to wszystko potoczyło się inaczej. Jednak już nic nie mogłam zrobić. Najwidoczniej ktoś na górze się pod tym podpisał i tak właśnie miało być. Tylko dlaczego on? Dlaczego teraz? W dzień jego piętnastych urodzin. Opłukałam twarz zimną wodą i opuściłam pomieszczenie. Moje myśli nawet nie rozważyły opcji zostawienia mnie spokoju, tylko nadal mąciły mi w głowie. Przeszłam do kuchni i wlałam sobie w szklankę soku pomarańczowego, gdyż strasznie zaschło mi w gardle. Po moich policzkach nadal płynęły łzy, jednak teraz nie zanosiłam się od płaczu, ani nie szlochałam. Wypiłam sok jednym duszkiem i usiadłam na stołku. Siedziałam pogrążona w ciszy jak mi się zdawało kilka minut gdy nagle w kuchni pojawił się Bartek.
-Nie idziemy? –zapytał, a ja zerwałam się z miejsca i spojrzałam na zegarek, 18:05.
-Idziemy. Tylko się przebiorę. –powiedziałam wycierając mokre policzki.
Udałam się do sypialni i z walizki wyjęłam luźny beżowy sweterek, ponieważ moja koszula zrobiła się mokra od łez. Wskoczyłam szybko w przygotowany ciuch i wyszłam z pokoju.  W korytarzu czekał już na mnie gotowy Bartek. Z trudem zaczęłam wciskać stopy w trampki. Gdy wreszcie mi się to udało chwyciłam torbę i opuściliśmy mieszkanie.
Na dworze zrobiło się chłodno. Zaczął wiać nieprzyjemny wiatr, czułam że zaczynam się trząść z zimna, jednak jakoś specjalnie się tym nie przejmowałam.  Głowę wciąż zaprzątały mi niechciane myśli. Starałam się je od siebie odsunąć, jednak cały czas wracały zadając mi coraz większy ból. Skręciliśmy na podwórko pod blokiem Gabrysia. Znajdował się tam nieduży plac zabaw i dwie ławki. Na jednej z nich zauważyłam siedzącą postać ubrana na ciemno. Twarz ukrytą miał w dłoniach. Domyśliłam się ze to brat mojego przyjaciela jednak nie byłam w stu procentach pewna.
-Rafał? –zapytałam niepewnie podchodząc do ławki. Chłopak podniósł głowę i spojrzał na mnie czerwonymi zapłakanymi oczami. Nic nie odpowiedział tylko wstał i płacząc jak małe dziecko mocno mnie do siebie przytulił. Odwzajemniłam uściski, a z moich oczu, które wysuszył wiatr znów popłynęły łzy. Przez chwilę czułam się jakbym była w ramionach Gabrysia, jednak to nie było to samo. –Tak mi przykro. –szepnęłam. Chłopak odsunął się ode mnie i podszedł do ławki, na której stało granatowe pudełko, którego wcześniej nie zauważyłam. Wziął je w ręce i przekazał mi. Na wieczku widniało starannie napisane imię. Moje imię.
-Gdy był świadomy tego ze odejdzie…  -zaczął chłopak i wziął głęboki oddech zęby się uspokoić. Przełknął głośno ślinę i kontynuował. –Gdy był tego świadomy, powiedział żeby przekazać Ci to.
-Ale co… co to ? –usłyszałam swój cichy głosik. Rafał wzruszył ramionami.  Wbiłam wzrok w karton, a po policzkach płynęły łzy. Ciekawiło mnie co jest w środku jednak nie zamierzałam go teraz otwierać nie tu. Moim ciałem wstrząsnęły dreszcze spowodowane chłodem wiejącego wiatru. Rafał najwidoczniej to zauważył.
-Zimno Ci? –zapytał obejmując mnie czule ramieniem.
-Troszeczkę.  –wychrypiałam ze wzrokiem wbitym w karton. Chłopak odsunął się ode mnie a ja podniosłam głowę żeby zobaczyć co robi. Ściągnął czarną bluzę którą miał na sobie i zarzucił mi ją na ramiona.
-Nie ma mowy, teraz ty będziesz marzł. –powiedziałam próbując oddać mu bluzę.
-Nie zapominaj że stoimy pod moim blokiem a do Twojego jest jeszcze spory kawałek drogi. -uśmiechnął się do mnie przekonująco.
-Racja. Dziękuję za bluzę i za… to –powiedziałam wskazując karton, który trzymałam. Rafał zbliżył się do mnie i wytarł z policzków spływające łzy.
-Pamiętaj, że Gabryś nie chciałby żebyśmy przez niego płakali, wiem ze to trudne, a ja nie jestem dobrym przykładem. –powiedział. Przytuliłam go jeszcze raz, tym razem na pożegnanie, po czym zlustrowałam wzrokiem podwórko w poszukiwaniu Bartka. Siedział na ławce po drugiej stronie placu zabaw.
-Do zobaczenia. –rzuciłam do Rafała i ruszyłam w stronę Bartka. Gdy zauważył że do niego podeszłam przerwał kopanie kamieni i podniósł się z ławki.
-i Jak? –zapytał gdy szliśmy w kierunku domu.
-Przekazał mi to. –powiedziałam wskazując karton.
-Co to?
-Sama jeszcze nie wiem. –powiedziałam po chwili. Na pewno nie było to puste pudełko, gdyż nie było lekkie. A po za tym, niby po co miałby mi dawać pusty karton?
Gdy wróciliśmy do domu, była w nim już mama i Wojtek.  Gdy tylko powiedziałam im co się stało, mama przytuliła mnie mocno do siebie, a ja po raz kolejny zaczęłam płakać. Stałyśmy w takim uścisku dłuższą chwilę, było mi tak dobrze. Czułam się bezpieczna w ramionach matki, która czule głaskała mnie po głowie i co jakiś czas całowała w jej czubek.
-Mogę iść do siebie? –zapytałam wyswobadzając się z matczynych ramion.
- Jasne kochanie. –powiedziała niemalże niesłyszalnie rodzicielka, a ja udałam się do sypialni. Usiadłam na łóżku trzymając na kolanach karton, który otrzymałam od Rafała. Wzięłam głęboki oddech, wyprostowałam się i otworzyłam wieczko pudełka. Moim oczom ukazał się gruby niebieski zeszyt z myszka miki, kilka patyczków po lodach, breloczek w kształcie połowy serduszka, które bardzo dobrze znałam, ponieważ taki sam dostałam od niego, pod spodem leżała równo złożona koszulka, a pod nią znalazłam kopertę ze zdjęciami. Odstawiłam karton na podłogę i wzięłam z niego tylko zeszyt, który wyglądał na często używany. Ustawiłam poduszkę tak, abym mogła się o nią oprzeć, otarłam dłonią oczy, z których mimowolnie leciały łzy, rozsiadłam się wygodnie i zaciekawiona tym co ujrzę otworzyłam notatnik.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Wiem że zawiodłam kilka osób, przepraszam. Cóż, rozdział był piekielnie trudny do napisania. Musiałam dokładnie wczuć się w uczucia Tośki. Na początku było strasznie trudno ii pomagała mi w tym jedyna i niezastąpiona Madzia, bez której ten rozdział by nie powstał, ale później się rozkręciłam i gdy wysłałam dziś fragment Magdzie napisała tylko 'wow'. ; ) Potem znów było ciężko i czuję ze końcówkę trochę zepsułam, ale cóż mam nadzieję ze się podobało. ; ))Aa... no i pojawił sie nowy bohater, jakoś wcześniej nic o nim nie mówiłam, ponieważ nie był planowany. ; P

Ahaa i jeszcze jedno zapraszam na bloga, którego zaczęłam prowadzić od dzisiaj z Magdą ; ) http://ciastko-karmel-czekoladaa.blogspot.com/

To chyba tyle, następny rozdział nie wiem kiedy zacznę pisać, ponieważ najprawdopodobniej jutro lecę do cioci oglądnąć zdjecia i filmy z moimi skarbami małymi i wrócę dopiero we wtorek, a w srodę za to możliwe że pójdę do Magdy wiec no... Rozumiecie. ; ) Może w piątek, albo w sobotę? ; P
Buuuziaki .
-E ; *

2 komentarze:

  1. popłakałam się :( . !
    czemu Gabryś nie żyje ? . :( .
    nie mogę postrzymać łez :( .!
    Cekam na następny rozdział :d .

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś ty zrobila.... ja mialam nadzieje ze sie zejda a ty go uśmierciłaś..... buuu. łzy mi płyna po twarzy. czekam na c.d i na to ze jeszcze naprawisz to...:P

    OdpowiedzUsuń