Piątek zaczął się pięknie i miałam nadzieję że tak samo się skończy. Obudziły mnie pierwsze promienie słońca wdzierające się do pokoju przez moje duże okno. Zazwyczaj naciągałam kołdrę na głowę i próbowałam jeszcze kilka minut po leniuchować. Jednak dziś było inaczej. Usiadłam prosto na łóżku i przeciągnęłam się leniwie. Rozejrzałam się dookoła, nawet Lola jeszcze spała. Po cichu spuściłam nogi za łóżko i wsunęłam stopy w cieplutkie kapcie. Poczłapałam do łazienki i wskoczyłam pod prysznic. Potem zabrałam się za szorowanie zębów i mycie twarzy. Gdy wreszcie skończyłam poranną toaletę wróciłam do sypialni. Spojrzałam na zegarek, wskazywał godzinę 7:07, więc miałam jeszcze sporo czasu, ponieważ pierwsza lekcja zaczynała się dopiero o 8:55. Zeszłam na dół i skierowałam się do kuchni. Zaraz za mną w pomieszczeniu pojawiła się moja mała przyjaciółka. Nasypałam w jej miseczkę trochę jedzenia, a sobie samej wsypałam w miskę czekoladowych muszelek i zalałam je zimnym mlekiem. Odstawiłam je, żeby troszkę rozmiękły, ponieważ uwielbiałam jeść je rozciapane. Gdy skończyłam poranny posiłek, odstawiłam miskę do zmywarki i ruszyłam do swojego pokoju aby się przebrać. Przekraczając próg swojej sypialni rzuciłam okiem na biurko, aby sprawdzić czy prezent dla Gabrysia nadal tam stoi. Tak jakbym bała się że ktoś w nocy go ukradł, albo co śmieszniejsze dostał nóg i sam uciekł. Na szczęście nadal stał w tym samym miejscu, w którym postawiłam go wieczorem . W garderobie nie musiałam długo myśleć nad tym co założyć do szkoły. Opracowałam to już konsumując posiłek. Założyłam na siebie granatowe rurki i luźny sweterek. Na nogi wsunęłam czarne baleriny. Zanim wyszłam zauważyłam że kompletnie zapomniałam o tym żeby się uczesać. Pobiegłam więc do łazienki. Długo nie kombinowałam z tym co stworzę. Włosy spięłam w artystyczny nieład. No i gotowe. Wychodząc z łazienki chwyciłam leżącą niedaleko biurka torbę i upewniłam się czy na pewno wszystko wzięłam. Zamknęłam za sobą drzwi i ruszyłam do szkoły.
***-Kujon. -powiedział Bartek z uśmiechem gdy usiadłam do ławki.
-Dobry dzień, po prostu.
-Tak, tak. A co miałaś rok temu z matmy? -zapytał podejrzliwym tonem.
-No dobra, rozgryzłeś mnie. -szepnęłam. Bartek się zaśmiał.
Większość lekcji tego dni minęła bardzo szybko i przyjemnie. Przy czym te drugie było troszeczkę dziwne. Przyjemne lekcje? Przez cały dzień? Chyba zaczynam robić się dziwna, a może naprawdę zaczynam stawać się kujonem?! Oby nie.
Gdy zadźwięczał dzwonek oznajmujący koniec ostatniej lekcji,a raczej ostatniej piątkowej lekcji, co oznaczało weekend, wszyscy z entuzjazmem opuścili salę.
-I żebyście z takim samym entuzjazmem wrócili do szkoły w poniedzialek! -powiedziała nasza wychowaczyni z szerokim uśmiechem na ustach .
-Jasne, psze pani! -powiedział pewien brunet o imieniu Kamil wystawiając głowę zza drzwi.
-I jak tam Tosiu? Zaklimatyzowałaś się już w szkole? -zapytała nauczycielka, ponieważ ja i korna jako ostatnie opuszczałyśmy klasę.
-Jasne. Choć gdyby nie Kornelia i Bartek było by trudno.
-No to się cieszę, ale w razie potrzeby możesz do mnie przyjść, zawsze mogę Ci pomóc.
-Będę pamiętać. -powiedziałam wychodząc z klasy. -Do widzenia.
-Do widzenia dziewczynki.
Pod szkołą czekał na nas Bartek. Razem udaliśmy się w stronę naszego osiedla. Pod moim domem pożegnaliśmy się z Kornelią.
-Na pewno nie chcesz jechać? -zapytałam raz jeszcze.
-Chciałabym, ale zrozum mama i wgl..
-No tak. Szkoda. Po powrocie pokażę Ci zdjęcia.
-No mam nadzieję.
Przytuliłyśmy się na pożegnanie i ruszyłyśmy w swoje strony. Przed drzwiami zaczęłam szukać kluczy. Bartek zaśmiał się i rzucił jakiś tekst o porządku w damskich torebkach. Przewróciłam oczami i zignorowałam to. Gdy nareszcie moje poszukiwania dobiegły końca i otworzyłam drwi w korytarzu nagle pojawiła się mama.
-Dlaczego nie odbierasz telefonu?! -niemal krzyknęła, gdy Bartek zamknął za nami drzwi.
-Dzwoniłaś? -zapytałam wyciągając z kieszeni telefon -Oo..Racja 5 nieodebranych. Pewnie nie poczułam wibracji. Ale czy coś się stało?
-Niestety, stało się... -powiedziała moja rodzicielka nieco już spokojniejszym tonem jednak z przerażoną miną.
-Co?! Mów, mamo! -teraz to ja podniosłam nieco ton głosu.
-Gabryś...
-Gabryś?! Co z nim?! -krzyknęłam.
-Dzwoniła jego mama. Miał wypadek i...
___________________________________________________________________
No i mamy 21.
Jestem pod ogromnym wrażeniem tego jak szybko to napisałam.
po prostu szok! ; D
No wiec jestem ciekawa co myślicie o rozdziale.
Podoba się?
Jesteście ciekawi co będzie dalej?
uhuhu, no będzie ciekawie moim zdaniem;d
Wiec proszę, komentujemy. ; )
Buziaki :*
E.
robi się ciekawie ;) czekam dalej ;)
OdpowiedzUsuńFajny :) Dodaje do obserwatorów, bo bardzo ciekawie piszesz :) I prawie bez błędów :D Ale każdy robi błędy, więc się nie będę czepiać ;p
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://paranormalni-ba.blogspot.com/
Mojego Gabrysia ! Gabrysia ! Grabrysia ! Masz szczeście , że nie wiem gdzie mieszkasz , bo by to się żle skończyło ! Oj żle ! Ale więcej nic nie mówię , bo grożenie jest karalne.Tylko , żeby Gabryś żył ! No nie bądz taka ! W dzień przed jego urodzin ! Żeby żył !
OdpowiedzUsuńBuusi
Jej , jest świetny ! Czekam na następny rozdział . my-life-with-band.blogspot.com
OdpowiedzUsuń